Taką właśnie kombinację zaproponuję. Niby nic takiego, proste danie, a jednak usmażyć polędwiczki tak, żeby nie były już surowe, a jeszcze nie twarde to jest sztuka. Raz mi się udało, za drugim razem już nie, ale repetitio mater studiorum est. Więc będę próbował dalej. W taki oto sposób:
Sos z leśnych grzybów
kilka grzybków, zależnie od upodobań; ja lubię kurki, chociaż tutaj chyba bardziej pasują podgrzybki, borowiki, albo mieszane; mogą być suszone
masło
100 ml bulionu
100 ml śmietany 12%
sól, pieprz
Grzybki oczyściłem, pokroiłem na kawałki (ale w przypadku kurek to zbrodnia!). Suszone najpierw namoczyć. W rondelku rozgrzałem masło (tak gdzieś 1/5 kostki) i podsmażyłem w nim grzyby. Zalałem je następnie bulionem, śmietaną i dusiłem aż do odparowania nadmiaru płynu i uzyskania gęstego sosu. Na koniec doprawiłem do smaku solą i pieprzem. Ot i cała filozofia.
Polędwiczki wieprzowe
Polędwiczkę wieprzową oczyściłem z błonek i tłuszczu. Pokroiłem w poprzek na równe kawałki. Rozklepałem tłuczkiem, ale nie wzdłuż włókien tylko inaczej. Nie wiem jak do wyjaśnić. Tłukłem w powierzchnię, która odsłoniła się po przekrojeniu. Posypałem solą, pieprzem, sproszkowaną papryką i odrobiną granulowanego czosnku. Na patelni rozgrzałem bardzo niewielką ilość oleju (najlepiej użyć do tego atomizera) i smażyłem krótko polędwiczki. Wystarczy dosłownie pół minuty z każdej strony. Mają się przyrumienić, ale nie puścić jeszcze soków. W środku mogą być lekko różowe.
Co ważne, polędwiczki trzeba podać bezpośrednio z patelni. Ja polałem je sosem, obok ułożyłem dwa plasterki smażonego boczku oraz podsmażony na patelni oscypek. A nad wszystkim górował kopczyk kaszy jęczmiennej. Nawet teraz ślinka mi cieknie na myśl o tamtym obiedzie. Pycha! Kamilcia też zachwalała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz